Barbara Grocholska urodziła się 24 sierpnia 1927 r. w Falentach pod Warszawą, w rodzinie Barbary z Czetwertyńskich Grocholskiej i płk. Adama Remigiusza Grocholskiego (oficera w Wojsku Polskim). Stanowili rodzinę dosyć liczną, gdyż miała dziewięcioro rodzeństwa (Mikołaj, Remigian, Michał, Anna, Ignacy, Franciszek, Włodzimierz, Piotr, Elżbieta). – Miałam cudownych rodziców, byliśmy szczęśliwą, kochającą się rodzina. Wszystko, co najlepsze we mnie, zawdzięczam właśnie im – mówi dzisiaj Barbara Grocholska.
Sport interesował ją od dzieciństwa; bardzo dobrze jeździła konno, biegała, ale nie myślała jeszcze wtedy, że będzie uprawiała narciarstwo.
Kiedy wybuchła Druga Wojna Światowa, przebywała wówczas u ciotki w Lubelskiem.
Po aresztowaniu przez Niemców dziadka i ciotki (zostali osadzeni w obozach w Ravensbruck oraz Buchenwaldzie), w 1940 r. powróciła do Warszawy, gdzie wspólnie z matką i rodzeństwem zamieszkała przy ulicy Ikara 7.
Adam Remigiusz Grocholski, tuż po klęsce wrześniowej zaangażował się w działalność konspiracyjną (posiadał m.in. pseudonim „Waligóra”). Barbara Grocholska w 1942 r. zdała małą maturę w tajnym nauczaniu, na tzw. Kompletach u sióstr Niepokalanek. W tym samym roku wstąpiła do konspiracyjnej formacji 1 Pułku Szwoleżerów. W Szwoleżerach był też jej brat Mikołaj, natomiast Remigian w batalionie „Zośka”, a Michał w Szarych Szeregach.
W Powstaniu Warszawskim Barbara Grocholska brała udział jako sanitariuszka (pseudonim „Kuczerawa”- z powodu mocno kręconych włosów). Walczyła też trójka jej rodzeństwa. Upadek powstania odczuli boleśnie, ale i tak mieli wiele szczęścia, bo wszyscy przeżyli. Musieli jednak opuścić Warszawę, a ponieważ Barbara cierpiała na astmę oskrzelową, rodzice uznali, że najlepszym miejscem będzie dla niej Zakopane. W ten sposób trafiła pod Tatry. Zaraz po wojnie rozpoczęła naukę w Kuźnicach w Liceum Gospodarczym, które ukończyła w 1947 r. Góry zawładnęły Barbarą bez reszty. Spędzała tam każdą wolną chwilę.
W środowisku zakopiańskim została przyjęta bardzo dobrze. Prawdopodobnie ze względu na cechy osobowości: zawsze uśmiechnięta, pogodna, serdeczna, otwarta na ludzi. Przyjazny stosunek do otaczającej rzeczywistości, wewnętrzne ciepło i radość życia sprawiały, że osoby, w których kręgu znalazła się po wojennym koszmarze, odpłacały jej tym samym, odnosząc się do niej z wielką sympatią.
W Zakopanem też zaczęło się jej narciarstwo. – Zastanawiając się nad okresem startów, mylę, że moje wejście, takie całkowite w narciarstwo, miało podłoże oczarowania górami i w pewnym temperamencie sportowym, z którym przyszłam na świat – wspomina dzisiaj.
Już pierwsze zjazdy na nartach pokazały, że ma wielki talent. Debiutuje w 1948 r., podczas zawodów o Puchar Kolei Linowych.
Zajęła wtedy trzecie miejsce i natychmiast została zauważona. Barbara Grocholska (SNPTT Zakopane), która po raz pierwszy startowała w zawodach zjazdowych PKL zapowiada się jako wybitny talent zjazdowy. W pierwszym starcie uplasowała się w czołowej grupie narciarek polskich. Grocholska posiada śmiały męski styl jazdy i znajduje się w doskonałej kondycji fizycznej („Sport i Wczasy”, 4 III 1948).
Start w tych zawodach zapoczątkował długą i niezwykle interesującą karierę zawodniczą. Rozpoczynała, reprezentując barwy SNPTT Zakopane, później była też zawodniczką WKS Legia, WKN Warszawa i „Start” Zakopane. Warto przypomnieć, że po zakończeniu sezonu narciarskiego z powodzeniem uprawiała lekkoatletykę (skakała wzwyż – najlepszy wynik 163 cm, biegała też przez płotki).
Doskonaliła swoje umiejętności pod okiem trenerów: Jana Lipowskiego, Tomasza Gluzińskiego, Stefana Dziedzica. Każdy z nich pomagał jej zgłębiać tajniki narciarskiej doskonałości.
Po ukończeniu Liceum Gospodarczego zdawała egzaminy do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie, ale niestety bez powodzenia. Kolejnej próby już nie podjęła, bo zawładnęło nią bez reszty narciarstwo. I to przez wielkie N. W 1950 r. została powołana do kadry Polski . Wniosła tam nie tylko wysokie umiejętności, ale też ogromną radość życia i uśmiech. – To właśnie dzięki Basi panowała w kadrze wspaniała atmosfera – wspomina olimpijka Maria Szatkowska (de domo Gąsienica – Daniel). – Była dla nas wszystkich kimś wyjątkowym, komu zawsze można było zaufać, zwierzyć się. Była dla nas jak siostra, a może nawet ktoś więcej? Nasza przyjaźń, zapoczątkowana wówczas na nartach, przetrwała próbę czasu i istnieje do dnia dzisiejszego…
Jej kariera zawodnicza to nie tylko walka na stoku o jak najlepszy czas, ale także wielokrotne zmaganie się ze zdrowiem. Ataki astmy ciągle dawały się jej we znaki. O ile w Zakopanem czuła się względnie dobrze, o tyle zawody w Szczyrku był Dla niej istną katorgą. Czasami miała wrażenie, że udusi się, zanim dojedzie do końca trasy…Prześladowały ją również kontuzje i to na dodatek często przed najważniejszymi zawodami. Prawdopodobnie jedną z przyczyn była słaba odporność psychiczna. – Zawody przeżywałam nie bardzo przytomnie. Zawsze towarzyszył mi ogromny stres, który działał wręcz paraliżująco. Potrafiłam dobrze, na maksymalnej prędkości przejechać najtrudniejsze bramki slalomu, a z niewiadomych zupełnie przyczyn upaść na płaskim odcinku, kilka metrów przed metą. Czasem zastanawiałam się, czy potrafiłabym dostrzec i ominąć betonową ścianę, gdyby ktoś postawił ją na trasie biegu zjazdowego.
Największy stres towarzyszył jej zawsze podczas zawodów międzynarodowych. Patriotyzm, wzmocniony świadomie przeżytą drugą wojną światową, podsycany był również przez urzędników decydujących o tym, kto może pojechać za granicę. – Zawsze mówiono nam: pamiętajcie, jedziecie dla Polski, za Polskę itp. Efekt był zupełnie inny od zamierzonego. Byliśmy tak bardzo spięci, a przecież i tak każdy z nas robił wszystko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Kiedy pierwszy raz pojechałam w Alpy, byłam wręcz oszołomiona warunkami do uprawiania narciarstwa. Pomyślałam wtedy-że biorąc pod uwagę warunki w jakich trenujemy w kraju – i tak nie najgorzej sobie radzimy. Pamiętam, że podczas Pucharu Tatr w Czechosłowacji w trakcie biegu zjazdowego wypadłam z trasy. Przepisy pozwalały jednak kontynuować zjazd. Kiedy gramoliłam się ze śniegu, byłam autentycznie zażenowana, że mnie, reprezentantkę Polski poniosło w las. Zasłoniłam więc na wszelki wypadek orzełka na rękawie. Jeździłam na nartach w przekonaniu, że jest to moja praca dla Polski. Na pewno była to też ucieczka od tych wszystkich okropności, które w tym czasie działy się w Polsce…
Lata pięćdziesiąte to przecież mroczny okres w historii Polski. Sport stanowił integralną część rzeczywistości, więc sportowcy, szczególnie reprezentanci kraju, również pozostawali pod nadzorem odpowiednich służb. – Podczas obozu na Kalatówkach, przed wyjazdem na Igrzyska Olimpijskie w Oslo, odwiedzili nas panowie z Warszawy. Byliśmy wzywani na indywidualne rozmowy i zachęcani do „kapowania” na siebie. Oczywiście nikt z nas nie wyrażał na to zgody. Kiedy okazało się, że kolejno kilku kolegów otrzymało tego rodzaju propozycje, zapytaliśmy następnego, który właśnie opuścił pokój „rozmów”, czy również dostał takie zadanie. Kiedy zaprzeczył, zgodnym chórem zawołaliśmy „kapuś, kapuś”! Po prostu ratowaliśmy się śmiechem, choć doskonale wiedzieliśmy, że były to sprawy poważne. Ciągle słyszało się przecież o aresztowaniach, szykanach, które dotyczyły także znajomych, przyjaciół, a nawet członków naszych rodzin. Od tej ponurej rzeczywistości uciekaliśmy w góry, na narty…
Barbara Grocholska – Kurkowiak zajmuje w historii narciarstwa polskiego miejsce szczególne. Jest absolutną rekordzistką, biorąc pod uwagę liczbę zdobytych tytułów mistrzyni Polski.
Należy do pokolenia, które rozpoczęło uprawianie narciarstwa tuż po wojnie, a więc w warunkach niezwykle trudnych. Dlatego też uzyskiwane przez nią sukcesy należy postrzegać w szerszym kontekście.
Tytuły mistrzyni Polski zdobyła 24 razy: w biegu zjazdowym (1951, 1955, 1957, 1959, 1961, 1963, 1965, 1968), slalomie (1958, 1960-63), slalomie gigancie (1956 – 1958, 1960, 1963) i kombinacji (1951, 1961, 1963, 1965). Wielokrotnie też była wicemistrzynią kraju. Reprezentowała Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Oslo (1952 – 13 miejsce w biegu zjazdowym, 14 miejsce w slalomie) i w Cortina d’Ampezzo (1956 – 17 miejsce w biegu zjazdowym i 20 w slalomie gigancie) oraz w mistrzostwach świata (1958). Czterokrotnie zdobywała medale w akademickich mistrzostwach świata (1 złote, 1 srebrny, 1 brązowy). Z powodzeniem startowała również w licznych zawodach międzynarodowych, gdzie w konfrontacji ze światową czołówką, zajmowała miejsca w gronie dziesięciu najlepszych zawodniczek. Tak było m.in. w Grindelwaldzie (1957), gdzie zajęła czwarte miejsce w slalomie i w gigancie. Jej start komentowano również na łamach prasy zagranicznej: – Jeżeli kiedykolwiek udał się przejazd w stylu absolutnie perfekcyjnym, to było to w Grindelwald. Jazda Polki Barbary Grocholskiej w slalomie i w slalomie gigancie była naprawdę wzorowa i w stylu godnym uwagi. Od początku do końca zwarte prowadzenie nart, skręty jak z podręcznika, aż miło popatrzeć. Niestety, z powodu małej ilości treningów, Polki zrezygnowały ze startu w zjeździe. A przecież Barbara Grocholska (jako czwarta) z pewnością mogłaby i tu mieć wiele do powiedzenia…(„Sport Bund” 1957, tłum. E. Sierosławska).
Dzięki sukcesowi w Grindelwaldzie, jej zdjęcie znalazło się na okładce szwajcarskiego „Die Woche”. Jako jedyna polska narciarka została zauważona przez autorów Encyklopedii Sportu wydanej w Monaco (Encyclopedie Universelle des Sport. Le Ski. Et les sports d’hiver. Lavail Union Europeenne d’Editions, Monaco 1960 , t. II, s. 102.), gdzie zamieszczono jej zdjęcie i wyróżniono za szczególnie ładne (pod względem stylu) przejazdy slalomu.
Wielkim, niespełnionym marzeniem sportowym pozostały igrzyska olimpijskie w Squaw Valley (1960). Ze względu na trudności finansowe, kadra polskich zjazdowców nie wzięła w nich udziału. Bardzo tego żałujedo dnia dzisiejszego. Wydawało jej się, że była wtedy przygotowana bardzo dobrze, szczęśliwie omijały ją kontuzje, stać ją było na dobry wynik. Miałaby również okazję do spotkania się po kilku latach z bratem mieszkającym w Stanach Zjednoczonych (zgłosił się nawet jako „deptacz” by mieć możliwość kontaktu z siostrą). Niestety, tej szansy nie otrzymała.
Warto w tym miejscu nadmienić, że przygotowując się do igrzysk, była już mamą dwóch córek. W 1956 r. poślubiła Roberta Kurkowiaka, inżyniera architekta, zawodnika WKS Legia. W roku 1957 urodziła córkę Barbarę, w 1958 – Elżbietę (a później jeszcze Annę – 1967 i Marię – 1969).
Pragnienie przejechania na nartach trasy olimpijskich zmagań z Squaw Valley spełniło się dopiero prawie trzydzieści lat później, kiedy będąc już prywatnie w Stanach Zjednoczonych, odwiedziła to miejsce…
Kariera narciarska Barbary Grocholskiej – Kurkowiak trwała długo, nawet jak na owe czasy. Jej ulubioną konkurencją był przede wszystkim bieg zjazdowy, bo szybkość zawsze ją fascynowała (choć przecież w slalomie odnosiła wspaniałe sukcesy i prezentowała nienaganną technikę). – Często podczas zjazdu powtarzałam w myślach: szybciej, szybciej! Pod koniec mojej przygody ze sportem wyczynowym, dochodziło czasem do zabawnych sytuacji. Startowałam przecież z dużo młodszymi zawodniczkami. Kiedyś, jedna z nich zapytała: Basiu, ile ty właściwie masz lat? Bez zastanowienia odpowiedziałam: 41. A ona na to: Ojej, to ty jesteś już taka stara i jeszcze jeździsz? – wspomina śmiejąc się pani Barbara. – To były cudowne lata, fantastyczni ludzie. Trochę porozjeżdżaliśmy się po świecie, trochę nas już poumierało, ot choćby Włodek Czarniak. Był taki wesoły, trochę zwariowany, ale bardzo inteligentny, wrażliwy. Bardzo lubiliśmy się…No cóż, przeżyliśmy bardzo wiele dzięki narciarstwu, mamy teraz co wspominać, przetrwały nasze przyjaźnie z Marysią Szatkowską czy Marysią Kowalską…
Po zakończeniu swojej przygody z narciarstwem wyczynowym, wiele lat poświęciła pracy szkoleniowej (ukończyła studia trenerskie w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Krakowskie). – To była druga połowa mojego narciarskiego życia, przejście z etapu zawodniczego do trenerskiego. Zaczynało się pracą na przykład z grupą 30 dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 3 na Skibówkach, którą opiekował się „Start”, ale zostawało z tego 10 osób, tworzących trzon grupy, najzdolniejszych, najbardziej lubiących narty i góry, Część rezygnowała z powodu kontuzji, inni byli trochę zbyt leniwi, zbyt słabi. To była przecież dla nich ciężka praca. Treningi bez względu na pogodę, wiosną czy jesienią, poszukiwanie śniegu w Kotle Świnickim czy w Morskim Oku… Dzieci wychodziły w wysokie góry bardzo dzielnie, a przecież potem miały jeszcze wyczerpujący trening. W lecie mieliśmy obozy sportowe nad jeziorami. Starałam się dać im więcej, niż tylko dobre wytrenowanie. Uczyłam ich zauważać piękno przyrody, gór czy jezior, w słońcu, we mgle…ale też – drugiego człowieka…Podczas wyjazdów uczyłam ich świata np. jak byliśmy na Kaukazie poznały góry i ludzi tam żyjących, nauczyły się na pamięć nazwy szczytów widocznych z kolejki na Elbrus. Zawsze też przywiązywałam dużą uwagę do ich postępów w szkole. Najdłużej pracowałam z trzema rocznikami : 1957 i młodsi, 1972 i 1979. Dzisiaj moi wychowankowie są już dorosłymi osobami…Wspominam ich bardzo ciepło, w dalszym ciągu lubimy się…
Barbara Grocholska – Kurkowiak jest osobą niezwykle wrażliwą na piękno gór, na innych ludzi, na otaczającą rzeczywistość. Wyrazem tych doznań są bez wątpienia pisane przez nią wiersze, które zaczęły powstawać jeszcze wtedy, gdy była kilkunastoletnią dziewczyna. Z powodzeniem podejmowała również próby pisania prozą. W roku 1965 wzięła udział w konkursie na wspomnienia olimpijskie zorganizowany przez Polski Komitet Olimpijski oraz Ministerstwo Kultury i Sztuki. Jury, któremu przewodniczył Stanisław Ryszard Dobrowolski, uhonorowało jej pracę „Slalom gigant” pierwszą nagrodą.
Barbara pozostała jednak wierna poezji, górom i narciarstwu. W tym roku minęło dokładnie pięćdziesiąt lat od momentu jej debiutu na narciarskich trasach. Pół wieku temu startowała po raz pierwszy w zawodach o Puchar Kolei Linowych. Wystartowała więc i teraz. W ten sposób chciała zamknąć swoją przygodę z narciarstwem. Startowała w grupie razem z aktualnymi zawodniczkami. Do mety dojechała… Nie oznacza to bynajmniej definitywnego rozstania z nartami, miało to raczej wymiar symboliczny. Barbara Grocholska – Kurkowiak nie wyobraża sobie bowiem życia bez gór i nart…
Barbara Grocholska-Kurkowiak w Archiwum Historii Mówionej
Mój Kasprowy – wywiad Bartka Solika
Śierpień 1944.
Nasz Kasprowy