Ludgard Piotr Grocholski (Odessa 5/18 XII 1884 – Kraków 9 IV 1954), działacz społeczno-kulturalny na Ukrainie, heraldyk, poeta i publicysta. Urodził się jako syn Ludgarda Bernarda (1840–1908) i Marii Michaliny z Rohozińskich h. Leliwa (1853–1893). Ojciec jego był kolejno właścicielem Woronowicy, utraconej po powstaniu styczniowym 1863 r., a później dziedzicem Błudnik, Pustomyt, Szabelnik, Rybalcza i Królewszczyzny. Pochodził z linii tereszkowskiej rodu Grocholskich po mieczniku Franciszku Ksawerym na Woronowicy, wpisanej do ksiąg szlacheckich guberni podolskiej. Decyzją Departamentu Heroldii cesarstwa rosyjskiego z 12 VI 1908 został zatwierdzony w tytule hrabiowskim. Po ojcu miał odziedziczyć Rybalcze i Królewszczyznę, a po stryju Władysławie (1841–1920) został sukcesorem Tereszek.
Ukończył szkołę średnią w Odessie i studiował na wydziale prawnym tamtejszego uniwersytetu, a następnie odbywał studia uzupełniające na wydziale filozoficznym i rolniczym uniwersytetów w Krakowie i we Lwowie. Początkowo był delegatem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości w Warszawie, a następnie współpracownikiem Aleksandra Lednickiego w charakterze kierownika tego Towarzystwa w Kijowie. Podczas I wojny światowej pełnił funkcję prezesa Komitetu Wykonawczego i wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości na Rusi. Był współzałożycielem i czynnym członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny, w tym Wydziału Ochrony Zabytków Kultury i Sztuki tegoż Towarzystwa oraz prezesem Polskiego Towarzystwa Biblioteki Naukowej im. Aleksandra Jabłonowskiego w Kijowie. Instytucje te niosły pomoc poszkodowanym przez wojnę miejscowym Polakom, jak i polskim uchodźcom oraz ratowały zabytki kultury i sztuki na terytorium Ukrainy. Wszedł również do administracji rządowej Republiki Ukraińskiej i został szefem wydziału kijowskiego w Ministerstwie Spraw Polskich na Ukrainie oraz referatu kultury i sztuki w Sekretariacie do spraw Narodowości. Współdziałał z Naczpolem i Polską Organizacją Wojskową w Kijowie. Założył, redagował i wydawał czasopismo „Muzeum Polskie” w Kijowie w 1917, poświęcone dziejom i zabytkom sztuki i kultury. Ponadto był członkiem Koła Literatów i Dziennikarzy w Kijowie i Dyrekcji Towarzystwa Sztuk Pięknych we Lwowie w latach 1917–1918.
W listopadzie 1918 wstąpił ochotniczo do Miejskiej Straży Obywatelskiej we Lwowie i wyróżnił się w walce na I Odcinku, a następnie został Naczelnym Komendantem Milicji Obywatelskiej. Miał następnie w stopniu oficerskim bronić ojczyzny przed wojskami bolszewickimi w szeregach Armii Ochotniczej. Ostatnią jego funkcją publiczną była godność Delegata Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej dla Małopolski Wschodniej.
W swojej działalności publicystycznej oprócz zagadnień historyczno-genealogicznych nawiązywał do współpracy polsko-ukraińskiej, której starał się patronować w Kijowie podczas I wojny światowej i rewolucji. Przejściowo wraz z nieliczną grupą ziemian i szlachty rusińskiej związał się z ruchem ukraińskim, który jednak porzucił. Opublikował artykuły polityczne, historyczne i heraldyczne w prasie odeskiej, kijowskiej, lwowskiej, krakowskiej i warszawskiej: w „Czasie”, „Dzienniku Kijowskim”, „Gazecie Porannej”, „Gazecie Wieczornej”, „Kłosach Ukraińskich”, „Kurierze Lwowskim”, „Miesięczniku Heraldycznym”, „Przewodniku Bibliograficznym”, „Sprawie Polskiej”, „Tygodniku Ilustrowanym”, „Tygodniku Odeskim”, „Wiadomościach Bibliograficznych” oraz „Zjednoczeniu”.
Był odznaczony Krzyżem Walecznym za postawę podczas obrony Lwowa, szeregiem odznak o charakterze pamiątkowym, jak: Gwiazda Obrony Lwowa „Orlęta”, Krzyż Obrony Lwowa z Mieczami, Odznaka I Odcinka oraz honorowym Krzyżem Zasługi za ochronę polskich zabytków i mienia w latach 1915–1920. Należał do Związku Obrońców Lwowa z Listopada 1918 r. i Międzynarodowej Organizacji Kombatanckiej (FIDAC). Wśród obcych odznaczeń posiadał Komandorię Orderu Rycerskiego Zakonu Grobu Św. w Jerozolimie, Wielki Krzyż Sprawiedliwości Rycerskiego Zakonu Św. Łazarza Jerozolimskiego i Wielki Krzyż Orderu Św. Grzegorza Burgundzkiego. Współpracował i należał do wielu zagranicznych organizacji i stowarzyszeń, jak: Papieska Akademia Tyberyńska, Real Sociedad Hispano-Americana de Genealogie y Heráldica, Collegio Araldico w Rzymie, Collège Héraldique de France, Conseil des Héraldistes de France, Institut Héraldique International w Paryżu, Unione Cavalleresca, Towarzystwo Heraldyczne „Adler” w W iedniu, Gotiska Gyllene Gripen w Göteborgu i Skandinaviska Slakt Studie Samfundet w Sztokholmie. Uczestniczył w Międzynarodowym Kongresie Heraldycznym w Barcelonie w 1929.
Po I wojnie światowej całkowicie poświęcił się heraldyce i podjął próbę odrodzenia ruchu szlacheckiego. W 1922 zorganizował w Krakowie Instytut Heraldyczny, przeniesiony następnie do Warszawy, którego był dyrektorem. Jednocześnie od 1929 pełnił funkcję sekretarza generalnego Kolegium Heraldycznego w Warszawie. Jako sekretarz Komitetu Miechowskiego propagował wskrzeszenie polskiej gałęzi Zakonu Bożogrobców. W latach 1930–1936 redagował i wydawał nieregularny miesięcznik „Herold”. Jego działalność na polu heraldyki jest oceniana niejednolicie. Z jednej strony bronił tradycji szlacheckiej (m.in. poprzez ochronę nazwisk szlacheckich przywłaszczanych wskutek zmian przez osoby nierzadko niepolskiego pochodzenia) i publikował cenne przyczynki o charakterze historyczno-genealogiczno-heraldycznym. Ponadto wraz z Ks. Zdzisławem Lubomirskim i Adamem Gubrynowiczem był inicjatorem restauracji z zachowaniem wymogów heraldycznych herbów polskiego rycerstwa w kaplicy na wiedeńskim Kahlenbergu. Jednocześnie heraldyka stała się dla niego źródłem dochodu: czerpał zyski z procederu handlu tytułami i poświadczania przynależności do stanu szlacheckiego osobom o wątpliwym historycznie rodowodzie czy prawnym tytule.
Druga wojna światowa spowodowała niepowetowane straty w jego zbiorach heraldycznych i zarazem zasobach Instytutu Heraldycznego. Po Powstaniu Warszawskim znalazł się w Krakowie, gdzie zajął się handlem antykwarycznym i współpracował z Polskim Słownikiem Biograficznym w przygotowywaniu biogramów rodu Grocholskich. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w kwaterze XXXII, rząd 3, grób 7. Z małżeństwa zawartego w 1909 w Odessie z Janiną Marią Ścibor-Marchocką h. Ostoja (1886–1980) miał jedyną córkę Marię Ładysławę (1919–1984), zamężną za Stefanem Ostrowskim h. Korab (1910-1986). Po I wojnie światowej żona wyjechała do Paryża i doszło do trwałej separacji między nimi, a Ludgard Grocholski związał się w 1924 z Wandą Zofią Piccard (1893–1967), artystką malarką, która po wojnie uważana była za jego żonę i używała jego nazwiska.
Tomasz Lenczewski
Poniższa odezwa ukazała się w 1930 roku w periodyku „Herold”, redagowanym przez Ludgarda hr. Grocholskiego.
Do was przedstawiciele Stanu Szlacheckiego się zwracamy.
Konstytucja 1921 roku może nie uznała szlachectwa jako instytucji państwowej, ale nic sprawić tego nie zdoła by istniejąca de facto szlachta polska istnieć przestała. Istnieje ona w Was i przez Was. Dopóki Wy siebie za szlachtę uważacie, dopóki świadomi jesteście odziedziczonej tradycji obowiązków ciążących na Was, z urodzeniem Waszym związanych, dopóty istnieje szlachta.
Na myśli mamy całą szlachtę polską, nie tylko jej przedstawicieli, coraz mniej licznych niestety, którzy jako ziemiaństwo na roli się utrzymać zdołali, ale wszystkich członków szlachty polskiej, gdziekolwiek są, na jakichkolwiek się znajdują stanowiskach – w pracy naukowej, w wolnych zawodach, w urzędach państwowych, w handlu, w przemyśle, czy w jakimkolwiek warsztacie współczesnym, a przede wszystkim tych, którzy dziś, tak jak ich przodkowie w ciągu wieków, w dalszym ciągu pełnią ofiarną służbę rycerską w szeregach wojska Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Bo całkiem niezależnie od tego, na jakich placówkach Was chwila dziejowa zastała, niezależnie od tego w jakim znajdujecie się obozie, a nawet od tego do jakiej tzw. klasy społecznej ewolucja następujących po sobie pokoleń Was zaprowadziła, wszędzie i zawsze jesteście tą samą szlachtą polską, potomkami polskiego rycerstwa, wszędzie towarzyszą Wam tradycje odziedziczone po przodkach, do każdej pracy wnosicie blask ich nieśmiertelnej sławy, wnosicie uchu polskiemu tak drogi dźwięk tych samych nazwisk, chwała których rozbrzmiewała po świecie wraz z chwałą polskiego oręża i gromkim przez wieki grzmiącym poszumem skrzydeł polskiej husarii, a razem, nierozdzielnie z tem wszystkim w każdej pracy, w każdym poczynaniu, towarzyszy Wam i umysły, i serca Wasze oświeca odblask tej polskiej ideologii szlachecko-rycerskiej.
Nie jesteście klasą, lecz historycznym stanem. Mogą Was jednych od drugich oddzielać chwilowo różnice klasowe, lecz jedność stanowa, jedność ideologii szlacheckiej, połączy Was zawsze w przełomowych chwilach stanowczego czynu. Prawda, jako osobna zbiorowość nie występujecie nigdy, nigdzie nie możecie się zgromadzić i stworzyć skupienia, które koncentrując siły Wasze, mogłoby je wyzwolić. Wasze wysiłki są odosobnione, podczas gdy wszystkie inne stany historyczne – kler, mieszczaństwo i lud, występują na zewnątrz, zachowując wszystkie cechy swej odrębności stanowej. Zwłaszcza mieszczaństwo nie rezygnuje ze swych stanowych tradycji, a stan włościański, do niedawna bożyszcze inteligencji, organizacji własnych wyraźnie ludowych posiada coraz więcej. Wszystkie zawody, wszystkie klasy posiadają swe ciała reprezentacyjne, a nade wszystko prasę ich interesom szczególnie służącą. Gdyby pośród tego wszystkiego, jednostka jakaś, czy grupa, zechciała rzucić myśl zorganizowania szlachty, sprawiłoby to w Polsce wrażenie gromu z jasnego nieba.
To dlatego, że tacy, którzy twierdzą, że Ty Szlachto Polska jesteś już tylko tradycją, muzealnym zabytkiem, że wszelkie nazwiska, które Wy nosicie, a które widnieją na wszystkich kartach dziejów naszych, mogą służyć najwyżej dla pamięci wspomnieniem mądrych, dawnych poczynań i świetnych niegdyś czynów orężnych, ale niczym więcej. NIEPRAWDA!! Historyczną pamiątką są czcigodne zbroje Chodkiewiczów i Żółkiewskich jakie w muzeach ze czcią oglądamy, dawnym wspomnieniem jest poszum sztandarów na polach chwały zdobytych, a zawieszonych pod stropem kościoła, czy muzeum, ale Wy, Wy ludzie żywi nie chcecie być i nie jesteście pamiątka tylko pozbawioną życia.
Czyny Waszych przodków w żywym życiu Waszym zmartwychwstają czynami, dowodnie świadcząc świadectwem spod Rokitny, czy Rarańczy, że w Waszych żyłach ta sama krew tętni, co z ich ran niegdyś pod Wiedniem, czy Kircholmem płynęła.
Nie zmarłaś szlachto polska w bezcelowym i mrocznym bytowaniu owych starych portretów na ścianach, tego martwego bytowania muzealnych zabytków nie uczyniłaś swoim udziałem. Cały wiek XIX, cały okres niewoli, wszystkie bohaterskie porywy, bohaterskie zmaganie się z przemocą, walka o wolność ludów na barykadach świata całego, wszystkie narodowe powstania wreszcie, to są czyny żywe, żywej szlachty polskiej. I tak od zarania niepodległości, kiedy płomienny sztandar świętego buntu przeciw najeźdźcom, sztandar rewolucyjny, ujęła mocarna dłoń potomka kniaziów litewskich, kiedy obok nowych bojowników o wolność skupiła się pod sztandarami już niepodległej ojczyzny elita potomków starej szlachty rycerskiej, wspólnym wysiłkiem wznosząc gmach nowej mocarstwowej Polski. Do walk rycerskich zarówno, jak i do pracy twórczej, dla pospolitego dobra siły czerpiecie w tradycjach przekazanych Wam spuścizną wieków po przodkach.
W równość między ludźmi dziś już nikt nie wierzy. Nierówność ta trwa od chwili urodzenia. Dzielą się dziś ludzie nie podług różnic i praw odziedziczonych, a podług różnicy odziedziczonych obowiązków, a przy takim ujęciu sprawy, rola głównego zrębu organizującej się elity społecznej przypaść może i powinna szlachcie, tym bardziej, że jej za stan kastowo zamknięty nie uważamy, takim bowiem nie jest i nigdy nie była.
Aby tę rolę móc spełnić, musi szlachta przede wszystkim wyjść ze stanu bierności, z wstydliwego chowania swego szlachectwa w życiu publicznym, z marazmu w jakim go pogrążyło długotrwałe hołdowanie demokratycznym utopiom. Konieczność zerwania z tymi utopiami jest tym większa, że demokratyczna idea, dla której nasi przodkowie nieraz śmierć ponosili, uległa zwyrodnieniu i dziś nie z demokracją, a w przystrojoną w jej pióra ochlokracja z jednej strony, a z antydemokratycznym komunizmem z drugiej mamy do czynienia. Państwu Polskiemu konieczne jest przypomnienie sobie wielkiej misji i wielkiej roli dziejowej, jaką w przeszłości posiadało, a więc cofnięcie się, w celu nabrania rozpędu naprzód, ku tradycjom. Tradycje zaś są zmartwiałymi w piśmie i druku dziejami i siedzibę swoją mają nie gdzie indziej, jeno w ludziach żywych i w żywych ludzkich zespołach.
Takim żywym zespołem u nas jest szlachta, jedyny stan historyczny, który jako taki przechowuje z pokolenia na pokolenie żywą pamięć czasów świetności i potęgi Polski wielkomocarstwowej, a tym samym zawiera w sobie w stanie potencjalnym to wszystko, co niegdyś z niej wielcy wodzowie jak Batory i Żółkiewski wykrzesać i w czynów stal przekuć zdołali.
Wszelkim poczynaniom przewodzić musi idea, każda zaś idea aby żyć, potrzebuje kształtów i ram materialnych, trwałych i niezmiennych. Do takich kształtów w szerszym znaczeniu zaliczyć musimy wszystko, w czym tradycja i myśl dziedziczenia w następstwie pokoleń zarówno obowiązków jak ideologii wyrażać się może, a więc: rody, rodziny, związki rodzinne, wszelkie zewnętrzne oznaki solidarności, z następującymi po sobie pokoleniami, nazwiska, przydomki, a przede wszystkim herby, które nie są znaczkami bez treści, ale pełnymi mistycznego znaczenia ideogramami naszej wiary, ukochań, naszych dążeń i nadziei.
“Kochany Zdzisławie, Rodu naszego Starosto miły,
Podjąć zamierasz trud niemały uwiecznienia swym pięknym pismem opowieści mojej o różnych Grocholscianach, osnutej dokoła tego, co mi z nich najbliższe, a co utrwalam, pracy mej za tytuł dając: “Tereszki”. …”
Otrzymano dzięki uprzejmości Jana Grocholskiego – syna Andrzeja.